Match-fixing

Korupcja w niższych ligach w Polsce

W minionym tygodniu głównym tematem w polskich mediach sportowych była afera związana z ustawianiem meczów. Match-fixing przewijał się najczęściej z powodu artykułu, który popełnił dziennikarz TVP Sport – Mateusz Miga. Jego rozmowa z byłym pracownikiem znanej europejskiej firmy bukmacherskiej wywołała lawinę komentarzy i tekstów w środowisku około piłkarskim. Warto się z nią zapoznać, bo sprawa ma ogromną wagę i może się ciągnąć jeszcze przez długi czas.

O co ta cała afera?

Zaczęło się od wspomnianego wywiadu na temat korupcji w niższych polskich ligach. Znalazło się w nim mnóstwo szczegółów dotyczących podejrzanych zakładów na mecze III ligi wraz z kursami. Do tego doszły materiały video z niektórych spotkań i wyjaśnienia tego, jak funkcjonują zakłady bukmacherskie od kulis. Rozmówca dziennikarza to były trader jednego z największych bukmacherów w Europie, więc doskonale zna rynek i klarownie przedstawia całą sytuację.

Chodzi o grupę ludzi z zagranicy ustawiającą zdarzenia w meczach III i IV lig. Najczęściej nie chodzi tu o wynik meczów, lecz np. o konkretną liczbę bramek w meczu lub w połowie. Zakłady dotyczą też tzw. “łamaków” czyli prowadzenia do przerwy i odwrócenia losów spotkania po ostatnim gwizdku. Kluczowe jest jednak to, że masa pieniędzy jest obstawiana u zagranicznych bukmacherów na mecze z niższych szczebli rozgrywkowych w Polsce. Budzi to jednoznaczne podejrzenia w połączeniu z nagraniami meczów, które były na świeczniku. Hitem stał się skrót z meczu Odry Wodzisław ze Stilonem Gorzów:

Match-fixing, czyli ustawianie meczów

W match-fixing zamieszanych jest kilka klubów, których nazwy najczęściej pojawiają się w mediach. Ustawianie spotkań nie odbywa się jednak najczęściej za wiedzą i zgodą klubów, a przekupieni zostają pojedynczy zawodnicy. Z reguły chodzi o zagranicznych zawodników z przeszłością w klubach, które znajdują się na radarach firm bukmacherskich. Nie jest to oczywiście pierwszy raz, kiedy ci ludzie są zamieszani w tego typu aferę. Mówił o tym Jakub Olkiewicz na łamach Goal.pl i sprawa nabrała dodatkowego rozpędu. Jest to ciekawe, ale bardzo niebezpieczne zjawisko, z którego największe korzyści czerpią osoby trzecie, do których dotarcie będzie bardzo trudne, o ile nie niemożliwe.

Zlecają one wybranym zawodnikom np. zadbanie o liczbę goli lub kartek w danym spotkaniu. Jednocześnie posługują się fałszywymi kontami u azjatyckich bukmacherów, żeby obstawić ustawiony mecz. W ten sposób na rynku w Azji dochodzi do kuriozalnej sytuacji, kiedy to bukmacherzy obserwują trend, w którym momentalnie na mecz z czwartego poziomu rozgrywkowego w Polsce gracze z Singapuru czy Indonezji stawiają kilkadziesiąt tysięcy euro. Takie stawki towarzyszą raczej najpopularniejszym wydarzeniom sportowym, a nie spotkaniom niszowych rozgrywek, które w tamtym regionie świata są dla większości kompletnie anonimowe. Wymiana informacji przy ustawianiu spotkań to zjawisko, które bardzo trudno wytropić, więc przed organami ścigania spore wyzwanie. O ile się go w ogóle podejmą.

Oświadczenie PZPN

Od publikacji Mateusza Migi nie minęły 24 godziny i Polski Związek Piłki Nożnej wydał w tej sprawie swoje oświadczenie. Dowiadujemy się z niego o zwiększonej aktywności międzynarodowych grup przestępczych, próbujących ustawiać mecze w niższych klasach rozgrywkowych. Na celowniku działaczy znalazło się kilkanaście spotkań od III ligi w dół. W Ekstraklasie oraz I lidze ryzyko ustawiania meczów minimalizuje współpraca z firmą Sportradar, którą od sezonu 2022/2023 rozszerzono także na rozgrywki II i III ligi, a także młodzieżowych rozgrywek Centralnej Ligi Juniorów. W przypadku udowodnienia udziału w match-fixingu klubom grozi karna degradacja, a Polski Związek Piłki Nożnej wyraził chęć współpracy z odpowiednimi organami w celu przeciwdziałaniu “ustawkom”.

Brak konkretnych dowodów

Na chwilę obecną nie ma jednak twardych dowodów, które niepodważalnie wskazywałyby winę poszczególnych osób, zawodników lub klubów. Dochodzenie jest jednak w toku, a podejrzane kluby będą musiały wcześniej czy później odnieść się do stawianych im zarzutów. Rzecznik PZPN nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z match-fixingiem. Od dłuższego czasu pod lupą znajdują się mecze z niższych szczebli rozgrywkowych, ale póki co nie podjęto żadnych wiążących decyzji. Nie mówiąc już o krokach prawnych i pociągnięciu do odpowiedzialności. Oczywiście dojście od nitki do kłębka stanowić będzie ogromne wyzwanie, ale współpraca wielkich organizacji, za jakie należy uznać PZPN, Interpol i legalnych bukmacherów powinna przynieść oczekiwane skutki.

Ci ostatni są przez niektórych traktowani jako strona przekrętu, a tak przecież nie jest. Bukmacherzy są poszkodowanymi, a nie powodującymi problem. Warto o tym pamiętać. Czego możemy się z kolei spodziewać w sprawie, która znana jest pod hasłem ‘match-fixing’? Część osób jest zdania, że wszystko znów szybko zamiecie się pod dywan i sprawa ucichnie na pewien czas. Inni oczekują konkretnych ruchów, nazwisk i spadających głów, a także kogoś kto odkryje karty przed resztą świata. Czy któryś z tych scenariuszy okaże się być prawdziwy?

Wszystko kwestią czasu

Dalsze wątki ujawnione przez Komisję Dyscyplinarną PZPN prawdopodobnie pojawią się w najbliższych tygodniach. Zbiegnie się to w czasie zapewne z mistrzostwami świata w Katarze, więc istnieje obawa o to, że sprawa ucichnie i zostanie stłumiona przez mundialową gorączkę. Oby jednak się tak nie stało, bo temat jest ważny i próbowano go już podnieść wiele razy. Nam, jako obserwatorom, pozostaje czekać na rozwój wydarzeń. Warto je śledzić, żeby być na bieżąco. Istotne jest także to, aby środowisko medialne dalej drążyło tę sprawę, bo jak stwierdziła jedna z osób, o której była mowa w niniejszym tekście: “przez chwilę jest lekkie zamieszanie, ale kurz bardzo szybko opada i nic się nie dzieje”. Mamy nadzieję, że tym razem będzie zupełnie inaczej.