Czy możemy być zadowoleni?

Wnioski po wrześniowych meczach

Reprezentacja Polski w trzech wrześniowych meczach eliminacji do Mistrzostw Świata 2022 zdobyła siedem punktów. Pomijając styl zwycięstw z Albanią i San Marino, można rzec, że zrealizowaliśmy plan minimum z plusem. Takim były niewątpliwie zwycięstwa z Albanią i San Marino oraz urwanie choćby punktu Anglikom. Wszystko się udało. Jednak droga po siedem eliminacyjnych punktów nie była usłana różami. Kibice na stadionach czy przed telewizorami momentami przechodzili prawdziwe męki.

Skok w tabeli

Przed wrześniowymi meczami Polacy zajmowali czwarte miejsce w tabeli eliminacyjnej grupy I. Dzięki siedmiu oczkom w starciach z Albanią, San Marino i Anglią, awansowaliśmy na trzecie miejsce. Wciąż tracimy 5 punktów do liderującej Anglii, do Albanii zmniejszyliśmy dystans z dwóch do jednego oczka, a Węgrów już wyprzedziliśmy. Na ten moment, jeśli Anglicy nie pogubią punktów, wychodzi, że powalczymy o baraże. I nie powiemy, że mamy rozłożony przed sobą czerwony dywan, ale w czterech pozostałych spotkaniach mamy zdecydowanie lepszy terminarz, niż Albańczycy i Węgrzy. Obie te reprezentacje pojadą jeszcze na Wembley, gdzie, co tu dużo ukrywać, liczymy, że przegrają. Kluczowe mogą być jednak i tak nasze bezpośrednie mecze z Albanią (12 października w Tiranie) i Węgrami (15 listopada w Warszawie).

Hitchcock by tego nie wymyślił

Wrześniową przygodę z eliminacjami do Mistrzostw Świata 2022 rozpoczęliśmy od okazałego zwycięstwa 4:1 nad Albanią. Jednak prawdę powiedziawszy, okazały był tylko wynik meczu. Polakom do sieci wpadało dosłownie wszystko. Albańczycy swoich sytuacji nie potrafili wykorzystać. Gdyby mecz zakończył się remisem, Polacy nie mogliby mieć pretensji. To nam sprzyjała fura szczęścia i do dzisiaj, wielu ekspertów zastanawia się, jak kto możliwe? Wynik poszedł jednak w świat, a jeszcze ważniejsze były trzy eliminacyjne punkty.

Po kiepskim meczu z Albanią nastroje mieliśmy poprawić w starciu z San Marino. I tu znowu. Owszem, do wygranej 7:1 nie można mieć zastrzeżeń, ale… o ile pierwsza połowa była dobra, to w drugiej, z każdą kolejną przeprowadzaną przez Sousę zmianą, nasza gra siadała. Momentami to San Marino atakowało. Wygraliśmy, ale podkreśleniem faktu, że to nie było to, niech będzie stracony przez biało-czerwonych gol. Po 8 latach przerwy, znów daliśmy pokonać się San Marino. I trzeba przyznać, że piękna, szaleńcza radość rywali, choć częściowo ukoiła nasz ból po straconym golu.

O ile w meczach z Albanią i San Marino zwycięstwa były obowiązkiem. I wielu podkreślało nawet, że sześć punktów jest ważniejsze od stylu, w jakim to zrobimy, to jednak po tym, co zobaczyliśmy na boisku, do meczu z Anglią nie mogliśmy przystępować z optymistycznym nastawieniem. Jak zresztą większość kibiców. Pojedynek na Narodowym rozpoczęliśmy jednak z animuszem. Odważnie, jak już przyzwyczaił Paulo Sousa. Z czasem do głosu co prawda dochodzili Anglicy, czego dowodem był gol Harry’ego Kane’a. Niemniej jednak, w obronie zagraliśmy konsekwentnie, bez większych błędów, a w linii ataku raz po raz kąsaliśmy rywali. Stemplem naszego dobrego występu była druga minuta doliczonego czasu gry. Wówczas zakotłowało się w angielskim polu karnym, a piłkę przejął Robert Lewandowski. Najlepszy napastnik świata miękko dorzucił na głowę Damiana Szymańskiego, który dopełnił formalności. Wyrównaliśmy, pokonując Anglików w elemencie, który uważany jest za ich rzemiosło, a więc gra w powietrzu. Remisu, jak i takiego gola nie wymyśliłby nawet Alfred Hitchcock! Oj nie, zwłaszcza po mizerii, którą graliśmy przeciwko Albanii i San Marino. A może po prostu, biało-czerwoni powinni rywalizować tylko z najlepszymi? Skoro z takimi reprezentacjami, jakkolwiek to brzmi, idzie nam najlepiej?

(Nie)Szczęsny

Oczy wszystkich kibiców po meczu z Anglią znów skierowane są na Wojciecha Szczęsnego. Oczywiście, nie bez znaczenia są tutaj wpadki, które notuje w ostatnim czasie w Juventusie. Wielu twierdzi, że Szczęsny zawalił gola z Anglią. Na obronę tej teorii wykładają złe ustawienie i zbyt późną reakcję golkipera reprezentacji Polski. Ci, którzy biorą w obronę Szczęsnego, mówią o olbrzymim sprycie Harry’ego Kane’a. Strzał kapitana Synów Albionu choć z 30 metrów, to był potężny, a Anglik nadał piłce rzadko spotykanej rotacji. Sytuacja wydaje się na tyle skomplikowana, że poróżniła nawet największych ekspertów piłkarskich w Polsce. Dlatego my, unikając odpowiedzi napiszemy krótko: zremisowaliśmy z Anglią i cieszmy się tym, nie szukając dziury w całym. Z drugiej jednak strony, dosypując jeszcze kropelkę oliwy do ognia, gdyby w bramce stał ktoś inny, niż Wojciech Szczęsny, czy również ten temat wciąż byłby tak gorący? Mamy drobne wątpliwości…

Lewandowski nie do zdarcia!

Jeszcze kilka lat temu większość kibiców zarzucała Robertowi Lewandowskiemu, że nie daje reprezentacji tyle, co klubowi. A może po prostu poprzedni selekcjonerzy nie potrafili uwolnić pełnego potencjału “Lewego”? Na to wygląda, bowiem w ekipie Paulo Sousy, Robert Lewandowski jest kapitanem z krwi i kości. Hegemonem, tytanem, wszędzie go pełno, a odstawienie nogi? To nie w stylu Lewandowskiego! Gol z Albanią, dwa gole z San Marino, zimna krew i piękna asysta przeciwko Anglii, to można zaśmiać się, że jedynie efekt uboczny ostatnich występów Lewandowskiego. Może nie spodoba się to, co napiszemy, ale jesteśmy obrońcami teorii, że gdyby nie Lewandowski, to po wrześniowych meczach nie mówilibyśmy o 7 punktach na eliminacyjnym koncie biało-czerwonych. Kapitan był wszędzie, i w ataku, i w pomocy i w obronie. Pewnie gdyby mógł, to założyłby jeszcze rękawice i głośno krzyknął “moja!”.

Dwie twarze Krychowiaka

Krytykowany, krytykowany i chwalony – to nastroje po kolejnych meczach eliminacji do Mistrzostw Świata 2022 w odniesieniu do Grzegorza Krychowiaka. Z Albanią i San Marino zagrał słabo. Postawmy tu kropkę. Z Anglią był to jednak zupełnie inny Grzegorz Krychowiak. Stary, dobry “Krycha”. Lider środka pola. Oprócz bezsensownego faulu na żółtą kartę, nie mieliśmy mu nic do zarzucenia. Oby więcej takiego Krychowiaka, a jesteśmy wyjątkowo spokojni o potencjalne baraże do MŚ 2022, w których pewnie zagramy.

Zmysł Paulo Sousy

Mecz z Anglią był kolejnym potwierdzeniem zmysłu i czucia gry przez Paulo Sousę. Portugalczyk dał już tego wyraz podczas Euro 2020, a przeciwko Synom Albionu kolejny raz trafił ze zmianami. To wprowadzony przez Sousę, Damian Szymański zapewnił nam punkt w doliczonym czasie gry. O ile, u poprzednich selekcjonerów mogliśmy się czepiać o zmiany czy nawet o brak odpowiedniej reakcji na boiskowe wydarzenia, o tyle Sousa, ma w sobie to “coś”.

Podsumowanie

Co wiemy po meczach z Albanią, San Marino i Anglią? Przede wszystkim to był rollecoaster emocji. Złość i wkurzenie po dwóch spotkaniach, zostały zmazane meczem z Anglią. O ile w pojedynkach ze słabszymi rywalami zagraliśmy mizerię, o tyle na Anglię pokazaliśmy, że potrafimy się zmobilizować i wyrywać z boiska każde źdźbło trawy. Nie będziemy ukrywać, jesteśmy mile zaskoczeni wynikiem z Anglią, zwłaszcza po dwóch pierwszych meczach eliminacyjnych. Oby napędziło nas to w październiku, kiedy znów wyjdziemy walczyć o bilety na Mistrzostwa Świata 2022. Jednak dziś należy napisać, że wiemy tyle, że… nic nie wiemy. Reprezentacja Polski to prawdziwa zagadka.