Wielu graczy zdaje sobie sprawę, jak wielkie przychody generują zakłady bukmacherskie. Zapominamy jednak często o ich wydatkach, a te także są niemałe. Przytoczmy przykład Polski i naszych krajowych operatorów. Każdego roku opłaty za udostępnianie wyników meczów sięgają nawet kilkudziesięciu milionów złotych. Te pieniądze lądują w Polskim Związku Piłki Nożnej i w spółce Ekstraklasa S.A. a więc organom odpowiedzialnym za najpopularniejsze u nas rozgrywki. Jak się okazuje, nikt nie dopatrzył się, że takie praktyki nie są zgodne z prawem i prawdopodobnie zostaną niedługo ukrócone.
Nieprecyzyjne prawo
Całe zamieszanie bierze się z nieprecyzyjnych przepisów prawnych, które ktoś usiłuje sukcesywnie wykorzystywać. Według bukmacherów władze PZPN i Ekstraklasy nadużywają swojej pozycji dominującej do osiągania zysków. Specjaliści od prawa hazardowego są zdania, że jest to naruszenie zasad warunków partnerskich i przyglądając się bliżej tej sytuacji, trudno odnieść inne wrażenie. Największym zainteresowaniem w ofertach bukmacherskich cieszy się oczywiście piłka nożna, ale żeby móc ją zawrzeć w swojej ofercie, bukmacher musi mieć na to zgodę organizatorów rozgrywek. Jeśli operator chce korzystać z wyników wydarzeń, na które oferuje zakłady – powinien zapłacić określoną według przepisów stawkę.
Problem w tym, że w przepisach nie ma podanej konkretnej kwoty, więc PZPN wraz z Ekstraklasą postanowiły pobierać 0,5% od całkowitego rocznego obrotu wypracowanego przez bukmachera. Na tym etapie rodzą się spore wątpliwości, co do słuszności takiej praktyki. W końcu gracze obstawiają zakłady nie tylko na piłkę nożną i nie tylko na Ekstraklasę, zatem jest to jedynie część jego przychodów. Na jakiej podstawie więc operator ma oddawać pieniądze uzyskane z rozgrywek czy nawet dyscyplin, z którymi ani ESA, ani PZPN nie mają nic wspólnego? Po drugie legalni bukmacherzy mają związane ręce, ponieważ zgoda powyższych organów jest wymagana do uzyskania potrzebnej licencji. Jeżeli zatem chcesz działać legalnie, obrywa ci się podwójnie. Zakłady bukmacherskie działające w tzw. “szarej strefie” nie borykają się z takimi kłopotami.
Z kolei ci, którzy chcą działać zgodnie z prawem, godzą się jednocześnie na niesprawiedliwe warunki. Władze w Ekstraklasie i PZPN zdają sobie sprawę, że bukmacherzy nie mają innego wyjścia, więc zgodziliby się na każdą propozycję. W końcu chcą otrzymać zezwolenie i aktywnie uczestniczyć w rynku zakładów wzajemnych, a bez tego ani rusz. Według naszych informacji w żadnym kraju Unii Europejskiej poza Polską nie ma takiej opłaty. Wychodzi na to, że Polski Związek Piłki nożnej wraz z Ekstraklasą wykorzystały luki w prawie, ale i tak mogą być pewne pozwów i zgłoszenia do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK). Prezes tego ostatniego może oceniać takie działania jako wykorzystanie pozycji dominującej w negocjacjach i nawet zarządzić zwrot należności, co równałoby się z zapłatą ogromnej kary finansowej.
Brak porozumienia
Kara za stosowanie niedozwolonych praktyk może pójść w setki milionów złotych. Wynika to z rekompensaty strat poniesionych przez zakłady bukmacherskie na przestrzeni ostatnich 10 lat, odkąd w życie wszedł ten nieszczęsny przepis. Rocznie PZPN i Ekstraklasa S.A. otrzymują od bukmacherów ponad 50 mln za wspomniane pół procenta przychodów. Operatorzy chcieliby zmniejszyć stawkę płaconą organom zarządzającym polską piłką, ale ich wnioski na razie nie spotkały się z pozytywnym przyjęciem. Są zdania, że nadmiernie wykorzystywana jest uprzywilejowana pozycja PZPN-u i Ekstraklasy, czemu trudno się w zasadzie dziwić. Sprawę rozstrzygnie UOKiK, więc warto poznać też stanowisko drugiej strony.
Komunikat Ekstraklasy jasno odnosi się do tego, że opłata została uzgodniona przez obie strony i podkreśla, że musi ona istnieć. Sedno zostało jednak pominięte, ponieważ w tej sprawie nie chodzi o zasadność opłaty samej w sobie, a o jej wysokość i to, co obejmuje. Za to w PZPN-ie większą wagę przywiązują do faktu, że stawka 0,5% została ustalona na samym początku współpracy i pozostała niezmienna do dziś. Nie da się ukryć, że w miarę upływu lat zyski z tego tytułu bardzo mocno wzrosły. Nie jest jednak tak, że bukmacherzy nic nie robili w kwestii poprawy przepisów, gdy nie wiodło im się aż tak dobrze jak teraz. Sprawa oficjalnie ciągnie się już bowiem od 2019 roku, a więc ustalenia musiały przeszkadzać im jeszcze wcześniej. Teraz być może wreszcie uda im się dojść swoich praw, a to bez cienia wątpliwości mocno wpłynie na finansowanie w polskim futbolu.
Ważna część budżetu
W grę wchodzą wielkie pieniądze, tym bardziej sprawa budzi spore poruszenie u wszystkich zainteresowanych stron. Sektor zakładów bukmacherskich generuje ogromne zyski, więc opłata na rzecz PZPN i Ekstraklasy również jest niebagatelna. Początkowo mówiło się o 30 milionach złotych rocznie, ale trzeba pamiętać, że wraz z rozwojem branży, przychody także się powiększają. Abstrahując od kary, kolejne planowane budżety mocno ucierpiałyby na zmianie przepisów.
W 2020 roku rynek legalnych bukmacherów był wart ok. 8 miliardów złotych – tyle pieniędzy łącznie wpłacono przy zawieraniu zakładów wzajemnych. Rok później tę sumę szacowano na nawet 10 mld, co pokazuje skalę wzrostu i podkreśla o jakich kwotach mowa. Wspomniane 0,5% od tej sumy to już 50 milionów złotych, więc niemała część budżetowa. Według przedstawicieli Ekstraklasy – te pieniądze są przeznaczane na szkolenie młodych adeptów piłki nożnej. Kluby najwyższego szczebla rozgrywkowego w Polsce otrzymały do podziału 18 milionów złotych, a więc po milionie na klub. Pomniejszenie takiego dofinansowania mogłoby się negatywnie odbić na poziomie kształcenia w najlepszych klubach.
Skutki odcięcia finansowania
Zakłady bukmacherskie są ściśle powiązane ze sportem w naszym kraju. W wielu przypadkach są sponsorami klubów, a ich loga znajdują centralne miejsca na koszulkach zespołów. Nietrudno się więc domyślić, że bukmacherzy w znacznym stopniu finansują polskich sportowców. Opłaty wnoszone regularnie przez operatorów stały się integralną składową budżetów w Polskim Związku Piłki Nożnej oraz Ekstraklasy. Pośrednio lądują one w klubowych akademiach i dofinansowują publiczne projekty szkoleniowe, turnieje itp. Zdaniem zwolenników obecnych przepisów podatkowych, odcięcie tych dotacji spowoduje, że trudniej będzie odpowiednio wyszkolić młodych piłkarzy. Z drugiej strony nie brakuje głosów, że jeśli zapisy prawne nie ulegną zmianie, bukmacherzy mogą po prostu ograniczyć kwoty pompowane w sponsorowanie sportu. Tylko czy to którejś stronie ostatecznie by się opłaciło?
Wydaje się, że osiągnięcie porozumienia jest kluczowe dla optymalnego rozwoju przyszłych pokoleń polskich sportowców. Szkoda by było zmarnować młode talenty przez niedopracowane ustawy. Na tym jednak nie koniec, bo przecież bukmacherzy w dużym stopniu przyczyniają się do finansowania polskiego sportu. Od najważniejszej drużyny narodowej przez kluby Ekstraklasy, aż po niższe szczeble ligowe. Zmniejszenie nakładów finansowych, a w skrajnym przypadku kompletny ich brak niewątpliwie może się odbić na budżetach naszych zespołów. Co za tym idzie, mniejsze nakłady na szkolenie młodzieży, z którym i tak od wielu lat mamy spory kłopot. Kurek z pieniędzmi może zostać zakręcony na amen, co wpłynie na nasz rodzimy futbol na wielu płaszczyznach. A już przecież nie jest zbyt kolorowo, jeśli chodzi o nasze miejsce na arenie międzynarodowej.
Oliwa nie zawsze sprawiedliwa?
Chęć pobierania opłaty za udostępnienie wyników sportowych jest jak najbardziej zrozumiała. Niestety w obecnej formie nie ma chyba racji bytu. Ekstraklasa i PZPN nie mają za wiele wspólnego z często obstawianymi rozgrywkami takimi jak Liga Mistrzów, Premier League, NHL czy NBA. Czerpią jednak z tego tytułu namacalne korzyści, a to już nie jest sprawiedliwe. Trudno im się jednak dziwić, ponieważ działają zgodnie z ustaloną umową, na której warunki przystały także firmy bukmacherskie. Tyle że te nie miały zbytnio innej drogi wyjścia i tu koło się zamyka. Sprawa trafiła w 2019 roku pod nadzór UOKiK, ale do tej pory brakuje konkretnych ruchów. Brak reakcji ze strony Urzędu i chęci renegocjacji warunków umowy przez Ekstraklasę i PZPN może poskutkować tym, że bukmacherzy zgłoszą skargę do Komisji Europejskiej. Z niecierpliwością czekamy na rozstrzygnięcie tej kwestii, bo na pewno wpłynie ona na cały rynek sportowy w Polsce.