Choć do zakończenia Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pekinie pozostało jeszcze kilka dni rywalizacji, to trudno przypuszczać, żeby dorobek medalowy Polaków się powiększył. Licznik zatrzymał się na brązowym medalu Dawida Kubackiego. I niestety, ale będą to dla nas najsłabsze Zimowe Igrzyska Olimpijskie od dwóch dekad.
Wrócimy na tarczy czy z tarczą?
Chcielibyśmy się zaskoczyć, ale prawdopodobnie na brązowym medalu Dawida Kubackiego zakończymy Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Pekinie. Owszem, żadnemu sportowcowi nie można odbierać szans, a sport widział już nie takie historie. Czeka nas jeszcze rywalizacja kombinatorów norweskich (Szczepan Kupczak, Andrzej Szczechowicz), bieg masowy w wykonaniu Moniki Hojnisz czy rywalizacja solistek, z Jekatieriną Kurakową w stawce, ale nawet patrząc przez różowe okulary, trudno wypatrywać kolejnych szans medalowych.
Owszem, jeden medal w Pekinie to skromny dorobek, ale przed rozpoczęciem Zimowych Igrzysk Olimpijskich wielu kibiców i dziennikarzy zastanawiało się, czy w ogóle jakikolwiek krążek znajdzie się w naszym dorobku. Bardzo słaby sezon, poprzedzający ZIO w wykonaniu skoczków nie napawał optymizmem w naszej koronnej dyscyplinie. Owszem Natalia Maliszewska, Zbigniew Bródka czy Maryna Gąsienica-Daniel wymieniani byli w szerokim gronie tych, którzy mogą pokusić się o medalową niespodziankę, ale wiedzieliśmy, że będzie o to niezwykle trudno. I tak też było. Dodatkowo Maliszewska i Bródka zostali wyeliminowani z udziału w swoich koronnych konurencjach z powodu przeciwności losu.
Czy zatem Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Pekinie możemy zaliczyć do udanych? Przebiegły raczej zgodnie z oczekiwaniami, choć niemal do samego końca tlił się promyk nadziei, że zrobimy coś ponad stan. Zwłaszcza, że na dużej skoczni Kamil Stoch po pierwszej serii zajmował czwartą lokatę, ale ostatecznie w walce o medale dał się ograć Karlowi Geigerowi, kończąc olimpijski konkurs na najbardziej niewdzięcznej dla sportowca, czwartej lokacie.
Kto nas zaskoczył?
Trudno nie zacząć tego fragmentu od Dawida Kubackiego, który do Pekinu przyleciał nieco w cieniu kolegów. Przed Zimowymi Igrzyskami Olimpijskimi, jak i na treningach przed konkursem na skoczni normalnej zdecydowanie lepiej prezentowali się Piotr Żyła i Kamil Stoch, a tymczasem to Kubacki wyskakał brąz. Pokazał, że ma nerwy ze stali i piekielnie mocne odbicie, którym w drugiej serii wskoczył z ósmego miejsca na najniższy stopień podium.
Dobrze w biegu pościgowym wypadła także Monika Hojnisz-Staręga, która uplasowała się na 9. miejscu. Można jedynie żałować, że Polka nie była skuteczniejsza na strzelnicy. Gdyby nie pudła i w konsekwencji karne rundy, mogła liczyć się w walce o brązowy medal. A byłby to drugi medal w biathlonie w historii występów Polaków na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich. Szlaki przetarł Tomasz Sikora, który w Turynie (2006 rok) zdobył srebro.
Bardzo wysokie, piąte miejsce w wyścigu na 500 metrów w łyżwiarstwie szybkim zajął Piotr Michalski. Do ostatnich chwil ważyły się losy medalu, a ostatecznie Polakowi do brązowego krążka zabrakło… 0,03 sekundy.
Słowa pochwały należą się też Marynie Gąsienicy-Daniel, która była 8 w slalomie gigancie. To historyczny, najlepszy wynik reprezentantki Polski na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich od 38 lat.
Kto nas zawiódł?
Owszem, końcowy wynik Kamila Stocha jest dobrym osiągnięciem. Nasz trzykrotny złoty medalista olimpijski, był szósty na skoczni normalnej i czwarty na dużej. Przed ZIO nikt nie pokusiłby się pewnie o takie typowanie, zwłaszcza, że sezon w wykonaniu naszych skoczków był, jaki był. Niemniej jednak, po pierwszej serii na skoczni normalnej Kamil Stoch był trzeci, a po pierwszej serii na skoczni dużej, czwarty, ze stratą 0,4 pkt do medalu. Śmiało można więc pokusić się o stwierdzenie, że Stoch nie wykorzystał dwóch świetnych szans medalowych na powiększenie swojego już i tak okazałego, olimpijskiego dorobku.
Tak, jak w przypadku Stocha określenie “zawiódł” jest nieco na wyrost, tak w przypadku Natalii Maliszewskiej i Zbigniewa Bródki nie wypadałoby go używać. My jednak nie jesteśmy zawiedzeni samymi zawodnikami, a tym, że niestety nie przywiozą z Pekinu medali. Maliszewską z koronnej rywalizacji na 500 metrów wyeliminowało zakażenie koronawirusem, choć po dzień dzisiejszy nie wiadomo, jak interpretować zmienne wyniki testów. Bródka musiał wycofać się z wyścigu na 1500 metrów z powodu kontuzji. Maliszewska miała okazję zrehabilitować się w wyścigu na 1000 metrów, jednak potykając się, ostatecznie zaprzepaściła swoje szanse na awans do półfinału. Owszem, w normalnych okolicznościach możnaby mieć do niej o to pretensje, jednak tylko ona sama wie, jak bardzo koronawirusowe zamieszanie wpłynęło na jej komfort psychniczny, którego wyraźnie brakowało w ćwierćfinałowym wyścigu.
Kończąc, możemy napisać, że Polacy w Pekinie niczym szczególnym nas nie zaskoczyli. Nie spodziewaliśmy się worka medali, a raczej myśleliśmy o jednym, dwóch krążkach. Braliśmy też pod uwagę czarny scenariusz – z brakiem medali. Jest brąz Kubackiego i to na ten moment wszystko. Pozostaje liczyć, że następne Zimowe Igrzyska Olimpijskie, które w 2026 roku odbędą się na włoskiej ziemii będą dla nas dużo bardziej owocne. Zwłaszcza, że w Pekinie pokazało się kilku biało-czerwonych sportowców z olbrzymim potencjałem.