Kto wygra LM i LE?

Już znamy finalistów LM i LE: prognozy na finały

Za nami przedostatni tydzień sezonu, jeśli chodzi o europejską piłkę klubową. I co to był za tydzień! Poznaliśmy finalistów tegorocznych pucharów: już wiemy, że w Lidze Mistrzów Chelsea zmierzy się z Manchesterem City, a w Lidze Europy zawalczą Villareal i Manchester United. Przypomnijmy sobie pokrótce, jak do tego doszło i zastanówmy się, które drużyny zagrają w Superpucharze Europy – czyli kto wygra oba finały!

Na dobry początek ważne odpowiedzi na ważne pytania – kiedy finał LM i kiedy finał LE?

Kiedy finał Ligi Mistrzów?

⏰ Finał Ligi Mistrzów odbędzie się 29 maja (sobota) o 21.00.

🆚 Zagrają w nim Manchester City i Chelsea.

🌍 Podobnie jak w 2005 roku finał odbędzie się w Stambule na Stadionie Olimpijskim im. Ataturka.

Kiedy finał Ligi Europy?

⏰ Finał Ligi Europy odbędzie się 26 maja (środa) o 21.00.

🆚 Zagrają w nim Villareal i Manchester United.

🌍 Finał odbędzie się w Gdańsku na stadionie Lechii Gdańsk.

Angielska dominacja z drobnym wyjątkiem

kto wygra ligę mistrzów anglia

Wielu kibiców, szczególnie tych zza Kanału Sueskiego, marzyło o powtórce z sezonu 2018/19, kiedy to w finałach obu najważniejszych europejskich pucharów zagrały wyłącznie angielskie drużyny. Wtedy mieliśmy do czynienia z parami Liverpool – Tottenham w Lidze Mistrzów oraz Chelsea – Arsenal w Lidze Europy. W tym roku angielskiej piłce udało się powtórzyć sukces tylko w LM. Manchester City sprawnie zdominował w półfinale PSG. Ze szczególnie dobrej strony pokazał się Riyad Mahrez, który katował przeciwników golami w obydwu meczach i z pewnością dość długo będzie się jeszcze śnił po nocach Keylorowi Navasowi. Podobnie można opisać starcia Chelsea z Realem Madryt. Co prawda po pierwszym meczu Hiszpanie byli na niezłej, choć niedającej awansu pozycji i kibice The Blues mogli słusznie się obawiać – w końcu Królewscy po trzech wygranych LM z rzędu mają opinię drużyny, która choćby była w najgłębszym kryzysie, świetnie poradzi sobie w europejskim pucharze. Tym razem szczęścia wystarczyło im jednak tylko na TOP4 i jak już doskonale wiesz, w finale zobaczymy rywalizację północnej i południowej Anglii. Gole Timo Wernera i Masona Mounta pozbawiły Real nadziei na kolejny sukces na europejskiej arenie.

Z kolei jeśli chodzi o Ligę Europy, wielu liczyło na parę Manchester United – Arsenal. Drużyna Mikela Artety odpadła jednak z turnieju w totalnie bezbarwnym stylu. Po festiwalu pomyłek w Hiszpanii Kanonierzy przegrywali 1-2, co wydawało się kibicom wynikiem, który z łatwością powinno się udać odwrócić na domowym stadionie. W końcu wystarczyłby jeden gol, żeby pojechać do Gdańska. Piłkarzy ogarnęła jednak totalna niemoc i nie byli w stanie wbić na Emirates Stadium nawet jednej bramki. Kilkakrotnie obili tylko słupek, ale za to punktów się nie przyznaje, więc ostatecznie w finale zagra Villareal – notabene trenowane przez Unaia Emery’ego, czyli trenera, którego zastąpił w Północnym Londynie Mikel Arteta. Czy osoby decyzyjne plują sobie teraz w brodę? Chętnie usłyszelibyśmy te rozmowy! Manchester United już w pierwszym meczu zdominował Romę do tego stopnia, że jeszcze przed drugim półfinałem UEFA opublikowała na swojej stronie komunikat, według którego w finale miały zagrać drużyny “Manchester United vs Arsenal / Villareal”. Kto wie, może to właśnie ta zniewaga zmotywowała piłkarzy Romy do tego stopnia, że udało im się wygrać drugi półfinał 3-2. Nie wystarczyło to jednak, żeby przejść do finału – w dwumeczu ManU zatriumfował 5-8. Właśnie taką rywalizację uwielbiają neutralni kibice. Dużo bramek i dużo emocji!

Kto wygra Ligę Mistrzów?

W tym roku zadziwiająco łatwo prowadzić analizę finałowej rywalizacji – w sumie tak samo jak w każdym sezonie, kiedy mamy szansę obserwować regularnie powtarzającą się walkę dwóch zespołów z tej samej ligi. Zmierzyły się one ze sobą bardzo wiele razy, w tym dwukrotnie nawet już w tym sezonie. Istnieją więc materiały, które pozwalają wyrobić sobie opinię na temat szans obu ekip. Sytuacja wygląda zupełnie inaczej, gdy mierzą się ze sobą zespoły z dwóch końców Europy, które ostatnio miały szansę zagrać przeciwko sobie na przykład kilkanaście lat wcześniej, kiedy reprezentowali je zupełnie inni piłkarze. Przyjrzyjmy się więc najważniejszym statystykom na temat rywalizacji Manchesteru City przeciwko Chelsea.

Dotychczas drużyny zmierzyły się ze sobą 157 razy, z czego 69 razy wygrało Chelsea, 59 razy Man City, a 39 razy padł remis. Kibiców The Blues pozytywnie nastawi do nadchodzącego spotkania fakt, że ich drużyna ledwie miesiąc temu pokonała The Citizens 1:0 w półfinale FA Cup. Jeśli rozszerzyć jednak nieco perspektywę i sprawdzić, jak wyglądała rywalizacja dwóch drużyn w ostatnich latach, to jednak kibice Obywateli mogą mieć większe oczekiwania. Ostatnie dziesięć meczów to trzy zwycięstwa Chelsea i siedem Man City. Ostatni remis między ekipami padł w 2015 roku, kiedy to obie drużyny zdobyły po jednej bramce.

Jeśli chodzi o ogólną formę obu drużyn, w ostatnich pięciu spotkaniach Man City odnotował cztery zwycięstwa i jedną porażkę (WWLWW), a Chelsea raz przegrało, raz zremisowało i trzykrotnie wygrało (LWDWW).

Najciekawsze wnioski będziemy jednak w stanie wyciągnąć już jutro, bo drużyny zmierzą się na Etihad ramach 35. kolejki Premier League. Dla wszystkich kibiców będzie to z pewnością niezwykle emocjonujące spotkanie – nie tylko dlatego, że rywalizować będą dwie doskonałe ekipy, ale również dlatego, że dla menedżerów mecz będzie okazją do wypróbowania założeń taktycznych przed finałem Ligi Mistrzów.

Na tę chwilę dużo bardziej prawdopodobnym kandydatem do sięgnięcia po trofeum wydaje się Manchester City. Szczególnie zmotywowany do pomocy kolegom będzie Kun Aguero, który planuje opuścić drużynę tego lata, a… w przeszłości obiecał, że odejdzie z Manchesteru dopiero po zdobyciu Ligi Mistrzów. Gdyby życie było filmem, to trudno wyobrazić sobie inne zakończenie tej historii niż triumf The Citizens przypieczętowany golem Sergio Aguero. A co wydarzy się w rzeczywistości? Choć Man City ma doskonały sezon, to Chelsea również ma w swoich szeregach wielu świetnych graczy i już niejednokrotnie udowodniło, że jest w stanie pokonać rywala z Manchesteru. Najprawdopodobniej najwięcej będzie zależało od dyspozycji piłkarzy w ten wielki dzień, od ewentualnych niespodziewanych kontuzji i oczywiście od szczęścia.

Kto wygra Ligę Europy?

Na pierwszy rzut oka tegoroczny finał LE powinien rozstrzygnąć się w dość przewidywalny sposób. Manchester United ma za sobą trudny okres, ale wygląda na to, że odrodził się z popiołów – a różnica jakości między drużyną z Anglii a jej rywalem jest nie do podważenia. ManU wie, co robi, wygrało już Ligę Europy w sezonie 2016/17 i z pewnością nie pogardziłby kolejnym pucharem do gablotki.
Czy jest jakiś argument za sukcesem sympatycznej “Żółtej Łodzi Podwodnej”, czyli klubu Villareal? Na ich szczęście – owszem. Po pierwsze, osoba trenera. Unai Emery jest znany jako specjalista od Ligi Europy po trzech wygranych z rzędu, kiedy pracował w Sevilli. Co prawda jego pobyt w Arsenalu nie był aż tak pełny sukcesów, menedżerowi nie udało się ponownie wznieść pucharu, ale za jedną z jego największych wad w kontekście współpracy z Kanonierami uważano niewystarczający poziom języka angielskiego. Teraz ponownie trenuje hiszpańską drużynę, więc kto wie, może będzie w stanie przygotować ją na tyle, aby zneutralizować niebezpieczeństwo ze strony Czerwonych Diabłów? Kolejny plus z perspektywy Villareal jest taki, że Manchester United ma już praktycznie zapewnione miejsce w Lidze Mistrzów z racji na miejsce zajmowane w tabeli Premier League. Drużyna nie będzie więc tak zmotywowana do zwycięstwa, jak miałoby to miejsce, gdyby w sezonie ligowym poszło jej gorzej.

Manchester United jest jednak pełen niezwykle rozstrzelanych graczy ofensywnych i nieco trudno sobie wyobrazić, żeby obrona Villarealu miała im dorównać. Bruno Fernandes to jeden z najwybitniejszych zawodników tego sezonu, Cavani również strzela ostatnio jak natchniony, a spore zagrożenie stanowią też Pogba i Greenwood. Villareal ucierpiał natomiast w meczu z Arsenalem – po wyglądającej na poważną kontuzji boisko opuścił na noszach Samuel Chukwueze, jeden z ich najgroźniejszych piłkarzy. Cuda się zdarzają, ale jeśli chodzi o argumenty merytoryczne – przemawiają one jednak za sukcesem United. A z ciekawostek – w europejskich pucharach te dwie drużyny mierzyły się czterokrotnie i… za każdym razem padał wynik 0:0. Oby tym razem było ciekawiej.

A Twoim zdaniem jak zakończą się tegoroczne europejskie puchary? Za kogo trzymasz kciuki? A może planujesz wybrać się na mecz do Gdańska? Jako neutralni kibice mamy nadzieję, że oba finały to będą niespotykane widowiska!