Mamy szanse na punkty?

Albania i San Marino za nami – czas na Anglię!

Za nami pierwsze dwa mecze Reprezentacji Polski po blamażu na Mistrzostwach Europy. Oba wygrane – ale trudno powiedzieć, czy to oznacza realną poprawę jakości w grze naszych piłkarzy, czy jest związane wyłącznie z niską jakością przeciwników. Podsumujmy dwa spotkania, które były tylko preludium do prawdziwego sprawdzianu – zbliżającego się meczu z Anglią.

Kiedy Polska – Anglia?

polska anglia mecz

Na dobry początek warto zapisać sobie w notesie, telefonie lub w sercu kiedy szlagierowe spotkanie przeciwko Anglii. Mecz odbędzie się ósmego września w Warszawie. Pierwszy gwizdek jest przewidziany na 20.45.

Spodziewamy się ciekawych wrażeń nie tylko od strony sportu. Niektórych zastanawia pewnie głównie to, jak polscy piłkarze i kibice zareagują na charakterstyczny gest Anglików, którzy najprawdopodobniej uklękną, żeby zaprotestować przeciwko rasizmowi. Spotkało się to z wygwizdaniem przez węgierskich kibiców, co jednak nie pomogło w sensie piłkarskim, bo gospodarze zostali w Budapeszcie rozgromieni 0:4. Do tego w trakcie meczu Węgrzy postanowili obrzucić angielskich graczy kubeczkami z piwem, a w odpowiedzi na to… Jack Grealish i Declan Rice ugasili pragnienie ich zawartością. Ciekawe, czy w Warszawie możemy się spodziewać podobnego szaleństwa!

Wygrana z Albanią

Pierwszy mecz po Euro 2020 zaczął się dla nas bardzo dobrze – już w dwunastej minucie Jakub Moder wrzucił piłkę do pola karnego z rzutu wolnego. Zgrał ją Kamil Glik, a pod bramką już czekał Lewandowski, który pewnie przekształcił sytuację w prowadzenie. Kibice, którzy myśleli, że już po wszystkim zdążyli się jeszcze jednak przestraszyć, bo po kilkunastu minutach w naszym polu karnym znalazł się albański napastnik Çikalleshi. Ani Kamil Glik, ani Jan Bednarek, ani Wojtek Szczęsny nie zdołali go powstrzymać i wynik został wyrównany. To niestety kolejny dowód na słabą dyspozycję naszego bloku obronnego – choć napiszemy o jeszcze gorszym!

Wracając jednak do meczu z Albanią, naszym należy się pochwała przynajmniej za to, że nie pozwolili przeciwnikom zejść z wyszarpanym wynikiem do szatni. Wyrośnięty napastnik Adam Buksa doskoczył do dośrodkowania Przemka Frankowskiego i skierował piłkę do bramki, okraszając tym samym swój debiut golem – lepszego wejścia do reprezentacji nie mógłby sobie chyba wymarzyć.

W drugiej połowie znowu popisał się Lewandowski – jak skomentowali to internauci, nasz kapitan “strzelił gola Krychowiakiem”. Robert w pewny sposób przebiegł całą połowę Albańczykom, kładąc po drodze na ziemię ich obrońcę, po czym płasko dośrodkował do pola karnego, a tam wystarczył jeden gest Krychowiaka tuż sprzed bramki, żeby Polacy cieszyli się trzecim golem. Na koniec przeciwników dobił Karol Linetty po dośrodkowaniu Karola Świderskiego. Taka akcja dwóch zmienników z pewnością ucieszyła Paulo Sousę.

Nie do końca zadowolony może on być natomiast z naszej gry obronnej. Polacy zupełnie nie byli pewni, momentami dawali Albańczykom rozgrywać skuteczny atak pozycyjny, a do tego oczywiście stracili bramkę. To wszystko mimo że na plac gry wyszedł w zasadzie pełny blok obronny pierwszego wyboru. Co prawda Bereszyński musiał zejść w trzydziestej minucie, ale już wcześniej zdążyliśmy wpuścić gola. Do tego nie można niestety liczyć, że nasi piłkarze będą się popisywać tak doskonałą skutecznością także w kolejnych meczach, szczególnie tych z lepszymi przeciwnikami.

Można powiedzieć, że spotkanie z Albanią było odwrotnością typowego meczu polskiej kadry. Zazwyczaj obijamy bramkarza przeciwników i słupki, a potem narzekamy na skuteczność. Tym razem jakimś cudem wszystko “wpadało” i oby tak zdarzało się jak najczęściej… Ale znając życie zazwyczaj nie będziemy strzelać tak dużo bramek. Trzeba więc popracować nad blokiem obronnym, bo nie zawsze można po prostu liczyć na to, że mimo słabej defensywy uda się wbić więcej goli niż przeciwnik i w ten sposób wygrać. Przydałoby się jakieś czyste konto.

Formalność z San Marino

Czyste konto? Jakie czyste konto? Jego nie udało się zachować nawet z… San Marino. Brzmi jak żart, ale nim nie jest. Ale od początku.

Paulo Sousa wystawił na to spotkanie drużynę, która różniła się od tej na Albanię w aż dziewięciu miejscach. Powtórzyli się jedynie Szczęsny i Lewandowski, oprócz nich szansę na pokazanie klasy otrzymali natomiast zmiennicy. Wydaje się to dobrą decyzją, bo w końcu pozwoliło także odpocząć graczom, którzy będą musieli stawić czoła Anglii.

Spotkanie rozpoczęło się podobnie do tego z Albanią, bo od gola Lewandowskiego po zamieszaniu w polu karnym. Pierwszą połowę zakończyliśmy w szampańskich humorach – strzelił jeszcze Świderski, potem ponownie Lewandowski, a pod koniec czasu gry Linetty. Ten gracz nieszczególnie popisywał się dotychczas w meczach reprezentacji, a w ostatnio strzela jak na zawołanie, co jest bardzo dobrym wnioskiem. Zawsze dobrze, jeżeli trener ma do wyboru więcej opcji, które mogą wnieść trochę zagrożenia w ofensywie.

W drugiej połowie gra zaczęła się niestety sypać. Z boiska zeszli Lewandowski, Szczęsny i Moder zastąpieni przez Buksę, Skorupskiego i Slisza. Nasz rezerwowy bramkarz nie będzie niestety zbyt dobrze wspominał tego spotkania, bo – choć trudno w to uwierzyć – już po trzech minutach musiał wyjmować piłkę z siatki. Tak, przeciwko San Marino! Koszmarnym zagraniem do Helika popisał się Piątkowski. Nasz środkowy obrońca nie zdążył naprawić błędu kolegi, do piłki dopadł Nanni – grający na wypożyczeniu we włoskiej Serie C1 – i pewnym strzałem skierował ją do bramki.

Kolejne minuty wyglądały w naszym wykonaniu niezwykle niepewnie, co słusznie ma prawo bawić kibiców, biorąc pod uwagę klasę przeciwnika, z którym przyszło nam się zmierzyć. Sousa przeprowadził kolejne zmiany, dając szansę jeszcze wyczekiwanemu od dawna Zalewskiemu i Frankowskiemu. Pewne pocieszenie może stanowić hat trick Adama Buksy. W swoim zaledwie drugim meczu napastnik New England Revolution zdołał wpakować aż trzy bramki, z czego dwie po asystach Helika i Piątkowskiego – antybohaterów naszego bloku obronnego. Czy można uznać, że się zrehabilitowali? Możesz rozsądzić to sam.

Bardzo dobrym wejściem popisał się Nicola Zalewski, który niemal wywalczył karnego – odwołanego ostatecznie przez system VAR – a do tego zaliczył asystę, wykładając piłkę Buksie w doliczonym czasie gry. Widać było, że zawodnik jest odważny i pełen energii. Nie bał się brać na siebie gry i dryblować. Oby był w stanie pokazać podobne walory także przed przeciwnikami na wyższym poziomie – naszej reprezentacji przyda się zastrzyk młodego talentu.

Czas na Anglię

To co? Czekamy na mecz z Anglią! Na Wembley nie wyglądało to tragicznie, ale od tego czasu sporo się zmieniło. Wielu piłkarzy, którzy wystąpili w tamtym spotkaniu nie jest obecnie dostępnych, a do tego mamy w głowach traumę z Euro 2020, nie wspominając już o tragicznych wynikach bloku obronnego. Trudno sobie wyobrazić, żebyśmy utrzymali czyste konto przeciwko Anglikom. Równie trudno, żebyśmy dali im strzelić, a potem wbili więcej bramek niż oni… albo chociaż tyle samo. A innych sposobów na zdobycie punktów w tym meczu nie znamy. Cóż, oby polscy piłkarze nas zaskoczyli i odnieśli historyczną wygraną nad Anglikami, zdobywając w ten sposób cenne punkty i przybliżając nas do awansu na mistrzostwa świata.